sty 24 2005

Koneserka…


Komentarze: 3

Dzisiejsza poranna prasówka wprowadziła mnie w entuzjazm prawdziwie godny konesera. Delektując się kolejnymi linijkami tekstu rosłem w dumę z naszej przynależności do Wspólnoty. Zresztą pewien jestem, że był każdy miłośnik gronowych trunków dowiadując się, że już wkrótce będziemy mogli MY Polacy kupić polskie wino gronowe markowe, a nie jak dotąd bywało jak chcieliśmy nasze polskie to albo trzeba było samoczynnie w domowym zaciszu pędzone albo słodkie owocowe patykiem pisane, a jeżeli polskie wytrawne to jedynym wyborem było to z białych jabłek - czystą nazywane. Póki co oczywiście każdy rodak nasz sycić się mógł będzie lechickim winem stołowym, acz markowym, znaczy spożywać je będzie należało nieco kulturniej niż do tej pory z rodzimymi niskoprocentowymi bywało. Mianowicie w polu, przy wyrębie lasu czy też innej zwykłej okazji z gwinta pociągnąć to i trochę nie wypada, boć stołowe w końcu a nie zwykły jabol jakiś. No i inwestycyjny nakład większy bo nie dość, że zamiast piątaka to czterokrotność za trunek z rodzimego Caberneta czy Merlota zapłacić przyjdzie to i korkociąg obowiązkowo posiadać trzeba będzie. Ale co tam stołowe przecież nim koneser żaden nawet ust nie przepłuka, bo wstyd przecie a i mordę takiemu wykręca. Szczęście wielkie jednak, że koneserów patriotów naszych winiarze lechici uszczęśliwić będą mogli za lat kilka bardziej rasowymi niż stołowe trunkami, chwaląc się dodatkowo regionem ich pochodzenia w nazwie.  Ciekawi mnie właściwie nazewnictwo trunków naszych nadwiślańskich, gdyż jak to dotąd bywało pochwalić się mogliśmy Czarem Teściowej, Krwią Byka, Jurandem, Śrubokrętem, Łzami Sołtysa, czy też innym słowotwórstwem a teraz alpaga to taka zwykła już nie będzie bo pozory jakieś zachować trzeba przecie i wyrafinowane dla koneserów marki wdrożyć, a jednocześnie od tradycji nadmiernie odejść nie można bo naród się jeszcze zdezorientuje i jak nic pić przestanie. Jednak pewien jestem, że tę przeszkodę pokonać jakoś można i tak na początek stołowe nazwać , Marechal Foch Teściowej, Jurand Gronowy Niebełatany, Buzun Chardonnay, Menello Riesling. A kiedy dorobimy się już niebełtów o jakości uznanej przez światowych koneserów jak miło będzie usłyszeć kipera co powie:

 

„Głęboki cierpki i ziemisty smak… Czar Teściowej, nagrzany zachodem słońca z południowego zagonu w prawo od pola kartoflanego,”

 

albo

 

„Rozdzierający podniebienie wyraźny smak… Uśmiech Traktorzysty z Piwnicy Zielonogórskiej, niebełtany”

 

albo

 

„Bonanza Bordo – mózgojeb nadwiślanski niebełtany, smak wyborny, rocznik przyszły…”

 

A najbardziej nie mogę się doczekać nowej świeckiej tradycji, naszego odpowiednika Beaujolais Nouveau czyli po polsku pewnie Święto Zacieru, a potem znów ruszymy szlakiem "Orlich Gniazd".

uosiu : :
26 stycznia 2005, 23:59
Da się... ale potem ma się dość na reszte życia.
Łoś
25 stycznia 2005, 15:33
Trzy? to da się aż tyle?
25 stycznia 2005, 10:47
Ja tam na jabolach to się nie znam... W swym krótkim życiu obaliłam może w sumie trzy. A i to już dla mnie za wiele ;) Co mi się najbardziej jednak spodobało w notce, to opis smaku win w końcówce tekstu zawarty.

Dodaj komentarz